Zanim wyemigrujesz. Historia mojej emigracji.
Emigracja jest jak nałóg, czasami masz ochotę ją rzucić, ale ostatecznie nie możesz cofnąć czasu, tak, by udawać, że nic się nie wydarzyło.
Zaczyna się bardzo niewinnie, od krótkiego wyjazdu na wakacje, stypendium na uczelni, czy sezonowej pracy.
Czasami jest też zaplanowana. Nigdy jednak nie wiadomo dokąd zmierza.
U mnie zaczęła się od wyjazdu na krótkie stypendium, które miało być wspaniałą przygodą i niezapomnianymi wakacjami.
Ale nie przewidziałam, że przeżyję un coup de foudre – zakochanie, które zmieni bieg mojej historii.
I nie było to bynajmniej zakochanie do mężczyzny mojego życia, to przyszło później, ale do miasta – Paryża, którego wir i bieg całkowicie mnie wciągnął od pierwszego dnia.
Paryż to niekończąca się przygoda, w której każdy mieszkaniec świata czuje się u siebie. Każdy oswaja jakąś cząstkę tego miasta i ma wrażenie, że jest jego.
A potem jak powiedział Mały Książę „Czujesz się odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”.
Paryż zabiera cząstkę serca, cząstkę umysłu, cząstkę Ciebie i rzeźbi w Tobie trwały ślad.
Pomimo pierwszego zachwytu, pierwszy rok emigracji spędzasz na porównywaniu wszystkiego z krajem Twojego pochodzenia. Wszystko w kraju wydaje się lepsze, lepiej zorganizowane. Krytykujesz praktycznie wszystko, ale tak naprawdę jest to sposób ma odwrócenie uwagi od tęsknoty za wszystkim co zostawiłeś.
Brakuje Ci rodziny, znajomych, twoich zwyczajów, rytuałów wypracowanych przez lata, twojej ulubionej księgarni, Pani w kiosku, gdzie kupowałeś prasę.
Po roku zaczynasz mieć już swoje rytuały w nowym kraju, zaczynasz się powoli urządzać, dostrzegasz parę pozytywów, masz już kilku znajomych. Świat zaczyna wydawać się trochę jaśniejszy.
Potem wciąga Cię wir życia, praca, spotkania, znajomi, wyjazdy do Polski. Czujesz się fajnie, coraz mniej myślisz o kraju.
Po pięciu latach zdajesz sobie sprawę, że zaczynasz na emigracji czuć się prawie u siebie, a co ciekawe w Polsce nie czujesz się już u siebie.
Przestajesz poznawać znane i lubiane miejsca, starzy znajomi coraz mniej się odzywają. Krótkie pobyty nie sprzyjają podtrzymywaniu znajomości.
Aż w końcu zaczynasz myśleć, że zostaniesz tu na stałe, zakładasz rodzinę, masz dzieci.
I wtedy następuje kolejny zwrot. Znów zaczynasz myśleć o kraju.
Chcesz, żeby Twoje dzieci były Polakami, doświadczyły Polski, pokochały Polskę.
Chcesz przekazać im kulturę, język, ale one żyją w zupełnie innej rzeczywistości. Czujesz rozdarcie i masz ochotę wrócić do domu.
Ale gdzie jest Twój dom?
Pytanie zaczyna być bardzo realne, gdzie chcesz osiąść, gdzie chcesz mieć bazę życiową, do której będą mogły wracać Twoje dzieci, tak jak Ty wracasz do swojego rodzinnego domu.
Czy jest to na pewno kraj Twojej emigracji?
Potem zauważasz, że Twoi rodzice zaczynają docierać do jesieni swojego życia. Masz wrażenie, że stało się to jakoś szybciej, bez Twojego udziału. Czujesz, że czas nieubłagalnie przyspiesza.
Jesteś na rozdrożu, a jednocześnie wiesz, że z tej podróży nie ma już powrotu.
To prawda. Ostatecznie nigdzie nie czujesz się w 100% u siebie: ani na emigracji, ani w ojczyźnie.